Válková wspomagała reżim komunistyczny i teraz chce zostać rzecznikiem praw obywatelskich
Dokładny opis tego, co dziś opublikowano w czeskich mediach na temat odkrycia dot. Heleny Válkovej.
Źródłem skandalu z Heleną Válkovą w roli głownej jest dzisiejszy tekst na serwerze info.cz (https://www.info.cz/cesko/valkova-se-v-ksc-podilela-na-sikane-disidentu-s-muzem-ktery-poslal-na-smrt-horakovou-44078.html)
Autor tekstu, który rozpętał na czeskim internecie burzę, Michal Půr, odkrył bowiem stary artykuł, którego współautorką jest wspomniana Helena Válková. Dla polskich czytelników należy się wyjaśnienie, iż kobieta ta to obecnie poseł parlamentu z ramienia rządzącego ruchu ANO. Do 1989 r. była członkiem Komunistycznej Partii Czechosłowacji, jest z wykształcenia prawnikiem i w latach 2014-2015 była ministrem sprawiedliwości. Obecnie jest wysuwana przez rząd jako kandydatka na posadę rzecznika praw obywatelskich, jednocześnie jest pełnomocnikiem rządu do spraw praw człowieka. Podstawowe dane w języku polskim znajdą Państwo tu – https://pl.wikipedia.org/wiki/Helena_Válková.
A teraz, co takiego odkrył M.Půr? Właśnie to odkrycie, nazwijmy go archiwalne, spowodowało dziś wielkie zamieszanie i skandal. Autor tekstu nazwanego “Válková se v KSČ podílela na šikaně disidentů. S mužem, který poslal na smrt Horákovou” (Valkova w KPCz brała udział w szykanowaniu dysydentów. Wraz z mężczyzną, który wysłał na śmierć Horakovą) znalazł tekst podpisany przez bohaterkę skandalu i niejakiego Josefa Urválka. Tego Urvalka, który był oskarżycielem w procesach pokazowych w latach 50., w których skazano na śmierć wielu prawych i niewinnych Czechów, w tym i słynną Miladę Horakową. Tekst ów ukazał się w 1979 roku w pierwszym numerze branżowego czasopisma “Prokuratura” i dotyczył obrony instytutu tzw. nadzoru ochronnego, który do prawa karnego wprowadzono w 1973 r. Ten instrument prawny, będący niejako aresztem domowym i nadzorem nad osobami nieskazanymi w procesie karnym, reżim faktycznie wykorzystywał do nękania dysydentów.
Valkova twierdzi, że jej tekst dotyczył tego instrumentu w odniesieniu do recydywistów kryminalnych, a nie dysydentów, czyli politycznych przeciwników reżimu.
Faktem pozostaje, że nadzór ochronny polegający np. w ograniczeniu wolności poruszania się, zabronieniu odwiedzania określonych osób itd. w sposób drastyczny, bez konieczności wyroku sądowego w zwyczajnym procesie, ograniczał wolności obywatelskie. Válková w swoim tekście w 1979 r. (wraz z Urválkiem) broniła tego instrumentu powołując się na dobre sowieckie doświadczenia.
W czasach, gdy obecna pełnomocnik rządu do spraw praw człowieka pisała ten artykuł pracowała jako młoda absolwentka prawa w Instytucie badawczym kryminologii przy Prokuraturze generalnej Czechosłowackiej republiki socjalistycznej.
O tym zagadnieniu napisała także prace naukowa w 1982 r.
W tekście Půra znajdujemy wyjaśnienie, że instrument nadzoru ochronnego pełnił istotną rolę podczas przygotowania procesów politycznych w latach 70. i 80. O tym jednakże pani obecna pełnomocnik wówczas nie pisała, udawała, że tego problemu nie ma. Ale musiała o tym bardzo dobrze wiedzieć, przekonuje w tekście czeski historyk Petr Blažek.
Ten zwraca uwagę, że owszem, instytut nadzoru ochronnego stosowano także wobec zwyczajnych recydywistów, ale sporo przypadków z tamtych czasów pokazuje na to, że reżim chętnie korzystał z tego przepisu także wobec dysydentów i że instrument ten powstał w Związku Sowieckim. Prokuratury generalne Czechosłowacji i ZSRS ściśle z sobą wówczas współpracowały. O tym zresztą wspomina także Válková sama w archiwalnym tekście.
Ten informacje streszczone wyżej opublikowane dziś (9. stycznia 2020) rano odbiły się w Czechach szerokim echem.
W kontekście ujawnionych informacji jest bardzo dziwnym faktem to, że bohaterka tekstu jest nadal pełnomocnikiem rządu ds. praw człowieka, skoro na początku swej kariery naukowej w czasach komunistycznych, będąc członkiem partii komunistycznej pisała teksty (znaleziono na razie dwa takie plus prace naukową) chwalące restrykcyjne prawo komunistyczne, na podstawie którego – jak to ujęto w info.cz – szykanowano dysydentów.
Sama Válková stanowczo odrzuca te zarzuty twierdząc, iż pisząc te teksty wcale nie chodziło jej o prześladowanie dysydentów. A co do współautora jej tekstów, byłego oskarżyciela Urválka, stwierdziła, że nie znała jego przeszłości, że z nim w latach 70. i 80. współpracowało przecież wielu autorów. Chce swojego dobrego imienia bronić w drodze sądowej i procesować się z info.cz, za “podanie nieprawdy na jej temat”.
Premier Andrej Babiš (sam były komunista i były agent czechosłowackiej StB, odpowiednika SB) w reakcji na artykuł stwierdził, że oskarżenia pod adresem Válkovej są poważne i trzeba sprawę zbadać. A atakowana pani pełnomocnik uważa, że sprawy z przeszłości nie przeszkodzą jej w objęciu stanowiska rzecznika praw obywatelskich, bo przecież jej artykuły były – jak to ujęła – czysto fachowe, niepolityczne i nikomu tym nie szkodziła a jeśli instrument nadzoru ochronnego reżim wykorzystywał do zwalczania opozycji, to ona o tym nie miała żadnego pojęcia. Wyboru dokona niższa izba parlamentu w tym roku. Jest pewne, iż opozycja na nią nie zagłosuje, prawdopodobnie koalicyjna socjaldemokracja także nie.
Oczywiście na portalu info.cz znajdują się skany tekstów pani pełnomocnik napisanych wraz z krwawym (wówczas już byłym) prokuratorem Urválkiem. Ten mimochodem w 1979 r. popełnił samobójstwo.
Sprawa ta dobitnie pokazuje, iż upiory z przeszłości wracają niczym bumerang. Interesującym zjawiskiem jest także to, że 30 lat po rewolucji aksamitnej w społeczeństwie czeskim, jak się wydawało, rosła obojętność na sprawy dot. rozliczenia przeszłości. Wybory wygrał ruch ANO, na czele którego stoi były komunista i agent StB, partia komunistyczna po raz pierwszy w sposób cichy bierze udział w rządzeniu i wiele innych dziwacznych spraw się dzieje, a nikomu to jakby nie przeszkadzało. Nagle wzbiera fala zainteresowania sprawami z dalekiej przeszłości i znienacka, podobnie jak w zachodnich Niemczech w latach 60., powraca sprawa totalitarnej przeszłości i poczynania ludzi z tamtych czasów z zaskoczenia wynurzają się niczym kościotrupy z szaf.
Na internecie można bylo dziś obserwować, jak ludzie młodzi, ci którzy nie doświadczyli „dobrodziejstw” minionego reżimu, są zniesmaczeni odkryciem portalu info.cz. Pod adresem Válkovej pisali w stylu „czerwona świnia” czy „komunistyczne gówno”.
Głośno krzyczy także opozycja parlamentarna i podnoszą się głosy, iż nie powinna nie tylko kandydować na rzecznika praw obyw., ale musi też zrezygnować z funkcji rządowego plnomocníka ds. praw człowieka!
Zobaczymy, jak się to skończy. Czy w obecnym układzie, który legitymizuje komunistów i tak naprawdę nie zważa na grzechy z przeszłości (vide sprawa premiera) ta sprawa wywoła jakieś konsekwencje.
Pełne brzmienie ustawy jest tu: (po czesku) https://www.zakonyprolidi.cz/cs/1973-44
ciekawy wywiad o jej życiu: https://padesatprocent.cz/cz/solo-pro-sopran-helena-valkova
Vladimír Petrilák