Ludzie w kwarantannie bez prawa do głosowania?


Tak ma być w Czechach

Czesi dziś dowiedzieli się, iż demokracja w ich kraju ma się… gorzej niż w Polsce. Jesienią maja się odbyć wybory do sejmików wojewódzkich i jak dziś zapewnił minister spraw wewnętrznych, do tej pory NIE DA SIĘ przeforsować zmiany umożliwiające głosowanie ludziom będącym w kwarantannie i jednocześnie ograniczyły ryzyko przenoszenia covidu-19.

Minister Jan Hamáček (Czeska Partia Socjaldemokratyczna) podkreślił, iż zgodnie z przepisami ludzie zarażeni nie mogą wejść do lokalu wyborczego. Nie można do nich wysłać także urny do głosowania, gdyż mogłoby to oznaczać możliwość zarażenia komisji wyborczej. Taka jest rzeczywistość – dodał pan minister.

W parlamencie opozycja zgłaszała projekt wprowadzający możliwość głosowania korespondencyjnego, ale rządowa większość sprawy nie podjęła, co więcej, zdaniem ministra spraw wewnętrznych nie ma technicznej możliwości sprawę tę załatwić do jesieni.

Hamáček argumentował, że na kopertach mógłby pozostać wirus…

Jak widać, to co można było załatwić w Polsce – operacyjnie i sprawnie jest dla Republiki Czeskiej nie do zrobienia. Przynajmniej dla obecnego rządu (ruch ANO w koalicji z socjaldemokracją).

Sporo ustaw, za zgodą opozycji, w stanie kryzysowym przez czeski sejm przeprowadzono w trybie przyśpieszonym – właśnie ze względu na konieczność szybkiego reagowania. Teraz rząd jakoś nie chce zastosować tego instrumentu, mimo że opozycja poszłaby rządowi w tej sprawie pewnie na rękę.

Jest raczej pewne, że jeśli sytuacja się nie zmieni i faktycznie dojdzie do wyborów lokalnych bez wprowadzenia zmian – możliwości głosowania korespondencyjnego i jakieś grupy obywateli ze względu na kwarantanne nie będą mogły w wyborach uczestniczyć – sprawa ta wyląduje w sądzie konstytucyjnym, bo to oznaczałoby bowiem naruszenie jednego z podstawowych praw obywatelskich.

Już dziś na tę okoliczność zwracał uwagę jeden z występujących na manifestacji w Ostrawie, gdzie protestowano przeciwko obostrzeniom wprowadzonym przez władze higieniczne (wojewódzkie), do czego doszło w piątek nagle i bez ostrzeżenia.

W innym wystąpieniu na tej manifestacji padły słowa, że „my w Czechach nie chcemy iść drogą Węgier czy Polski” – chodziło o deficyt demokratyczny. Osoba wypowiadająca te słowa najprawdopodobniej nie ma pojęcia o co chodzi w sporze Węgier czy Polski z Unią Europejską. Zapewne zdziwiłaby się, gdyby porównała podejście polskich i czeskich władz do „święta demokracji” czyli do wyborów.

vp