Dezinformacją przeciwko dezinformacji?


Czytam właśnie książkę Thomasa Rida „Wojna informacyjna„, wydaną przez Bellonę w ubiegłym roku. Polskie wydanie tego ponad 500 stronicowego opracowania jest tylko o niecałe dwa lata młodsze od publikacji oryginału (Active Measures: The Secret History of Disinformation and Political Warfare, Profile Books, wydano – kwiecień 2020). Książka ważna i pożyteczna, ale…

Obrazek stworzony przez sztuczną inteligencję – typowy czechosłowacki oficer wywiadu

Prawdopodobnie szybkość pracy wydawcy (i tłumacza – Fabiana Tryla) wpłynęła na niektóre fatalne przeinaczenia, które wraz z kolejnymi przeczytanymi kartkami się mnożą i mnożą. Pal licho tłumaczenie fundamentalnego dla książki zwrotu „środki aktywne” (active measures, z rosyjskiego Активные мероприятия), gdyż sam stosuje innego określenia, tego akurat nie zarzucam – jest to przyjęte, pomimo że np. wywiad PRL (Departament I MSW) w swoich wewnętrznych dokumentach używał określenia „przedsięwzięcia aktywne”. Ale naprawdę żenujące jest m.in. to, iż jako istotny element zmagań w ramach zimnej wojny opisano (przetłumaczono) „ideologiczną deprawację” stosowaną przez Zachód w walce z blokiem sowieckim. Termin ten z uporem maniaka występuje w książce zawsze, gdy mowa powinna być o „dywersji ideologicznej”, bo tak się to w rzeczywistości nazywało. To, że prawdopodobnie młody tłumacz tego nie zna i nie sprawdził – można zrozumieć, ale że tak zasłużone wydawnictwo, jak Bellona, to puściło – tego już nie.Także fundamentalne prace W. I. Lenina otrzymały nowe tytuły, np. z „Co robić” zrobiono „Co należy robić” a z „Dziecięcej choroby komunizmu” Pan tłumacz zrobił „Dziecięcy bałagan”.

Wolę nie sprawdzać często stosowane cytaty z Lenina, bo podejrzewam, że korzystano z angielskiej wersji bez sprawdzenia polskich tłumaczeń.Nie lubię się czepiać takich drobiazgów, niechętnie krytykuję tłumaczy, gdyż wiem, że to ciężka praca i w tym przypadku prawdopodobnie presja czasu była duża. Tłumacz nie musi wiedzieć wszystkiego, ale redaktor prowadzący tego wydania (Arkadiusz Wingert) oraz redaktor techniczny (Agnieszka Matusiak) jak i zespół, który ponoć robił korektę, powinni zwrócić swe wynagrodzenie i otrzymać naganę za źle wykonaną pracę. Zmiany w nazwach prac Lenina, przyznaję, mnie dobiły, choć „deprawacja ideologiczna” już była dla mnie ostrzeżeniem, że coś jest nie tak. Jestem człowiekiem wyrozumiałym i względnie tolerancyjnym. Nie odzywałbym się w tej sprawie, ale skoro książka ma być istotnym, przyczynkiem w poznaniu mechanizmów dezinformacji, to wydawca chyba powinien był zadbać o to, by nie wprowadzała zamętu poprzez błędnie stosowane nazwy czy określenia.

vp